Początek
Postanowiłam pisać o tym co czuję, po co? Sama nie wiem.
Może to jest dla mnie forma terapii, może taki kaprys, który potrwa tylko chwilę...
Wszystko zaczęło się, gdy umarła Lidzia, moje zdrowie się posypało... ona umarła nagle, zostawila syna, który miał wtedy jakieś 8 lat... w wieku mojego starszego syna.To był dla mnie wielki szok, przez 2 tygodnie chodzilam jak zoombie, ciężko było się pogodzić z tą niesparwiedliwością, to była dobra mama, wspaniała kobieta, która mimo tego, że miała męża, sama dzwigała bagaż rodzicielstwa. Od tego momentu, a minęło juz sporo ponad 3 lata, zaczęło się... zawroty głowy, wieczne mdłości, omdlenia, tachykardia, złe samopoczucie, za niski cukier i niestety przez pierwsze miesiące od śmierci Lidzi, byłam częstym gościem w szpitalu, po pewnym czasie wyszło że mam Hipoglikemię, Ataki Paniki i Tężyczkę. Kilka razy byłam u Psychologa, dowiedziałam się, że moja podświadomość boi się, że spotka mnie to samo, że ponieważ również wcześniej tak dużo przeszlam, mój układ nerwowy się załamał i z tąd problemy zdrowotne.Wizyty zaczęły mi pomagać, ale niestety Covid sprawił, że przestałam uczestniczyć w terapii. Myślę, że odniosłam sukces, ponieważ przestałam się bać hipoglikemii tak bardzo, wczesniej co chwilę sprawdzaląm poziom cukru, ale po pobycie w Szpitalu koło Rzeszowa, gdzie przeszłam glodówkę 2,5 dniową okazalo się, że owszem cukier spada szybko, ale ja nie umarlam i że wytrzymam dlużej bez jedzenia. Podczas jednego z pobytów w szpitalu, wykryli Tężyczkę, która łączy się poniekąd z Atakami Paniki.
Od ponad 3 lat, było niewiele dni, gdy czułam się normalnie, ale ja się nie poddaję, pracuję i pracowałam, tylko koleżanka z pracy i najbliższi wiedzą ile mnie to kosztowało i kosztuje... mam dzieci i chcę żyć normalnie.
Zaczęłam czytać książkę Technika Uwalniania Howkinsa, która również bardzo mi pomogla, dowiedzialam się o Technice Uwalniania i chcę to zagłębiać, by pozbyć się nie potrzebnego balastu. Ciekawe jest to, że Howkins w swojej książce twierdzi, że choroby biorą się min. z poczucia winy, myślę, że to tak jakby karanie samego siebie...
Od jakiegoś czasu również medytuję, co pozwala mi się wyciszyć.
Wiem, że powinnam się pozbyć żalu do swoich rodziców, bo niestety emocjonalnie często nie miałam od nich wsparcia,już nie mówiąc o innych formach pomocy, zawsze czułam, że skupiają się na sobie, że to siebie stawiają na pierwszym miejscu, nie potrafię tego pojąć, ponieważ też mam dzieci i ich dobro jest dla mnie najważniejsze... nawet psycholog stwierdziła, że jestem z patologicznej rodziny, mimo iż nie było alkoholu...prawdę powiedziawszy nigdy nie czułam, że mogę na nich polegać, wiem, że nie tak powinno być. Na szczęscie mam wspaniałych teściów, którzy mi zastępują rodziców i jestem bardzo im za to wdzięczna. Mam kochane dzieci i męża, który jest dobry, więc chcę by wszystko to co było zle, odeszło w niepamięć.
Może powinnam to przepracować u psychologa? a może jestem sama w stanie sobie z tym poradzić?